poniedziałek, 30 maja 2011

Przełamując fale

Przełamując fale (Breaking the Waves)

Przełamując fale (Breaking the Waves) reżyseria Lars von Trier


Ten film przez długi czas po obejrzeniu nie dawał mi spokoju. Opowiada historię Bess (Emily Watson), dziewczyny wychowanej w konserwatywnej społeczności szkockich kalwinistów. Jest to głównie opowieść o wielkim, wręcz obsesyjnym uczuciu jakim główna bohaterka darzy poślubionego w pierwszej scenie filmu Jana (Stellan Skarsgård). Małżonek odkrywa kobiecość Bess, staje się dla niej wszystkim.

Szczęście nowożeńców nie trwa długo. Jan wraca do pracy na platformę wiertniczą a zrozpaczona Bess modli się o szybki powrót męża. Bóg, który zdaje się rozmawiać z bohaterką rychło spełnia jej prośby lecz w sposób godny słynnej małpiej łapki spełniającej życzenia. Powrót Jana jest spowodowany wypadkiem na platformie, rokowania na jego wyzdrowienie nie są najlepsze. W tym momencie dla Bess rozpoczyna się największy wybór życiowy. Sparaliżowany Jan wręcz nakazuje i szantażuje własną śmiercią aby jego żona uprawiała seks z innymi mężczyznami a następnie opowiadała mu o tym. Oddana mężowi Bess spełnia jego prośbę rzucając na szalę wszystko – swoją reputację, zdrowie a nawet życie.

Po kończeniu seansu trudno było mi powiedzieć jaka Bess naprawdę była. Dobra – oddała się całkowicie mężowi, robiąc wszystko aby wyzdrowiał. Naiwna – jej wiara w wyzdrowienie Jana w zamian za robienie z siebie prostytutki niejednego przyprawi o uśmiech kpiny. Słaba a może nawet chora psychicznie – jej infantylność, wręcz irytująca rozpacz po wyjeździe Jana, wyimaginowany dialog z Bogiem przynosi na myśl szaleńców. Święta – może w trakcie modlitwy rzeczywiście doznała łaski rozmowy ze stwórcą, a przez wypełnienie jego poleceń została nagrodzona jej ofiara.

A wy jak myślicie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz